Erweiterte Suche Erweiterte Suche

Pierwszy rozbiór Polski. Sejm rozbiorczy. Powolne podźwiganie się narodu aż do r. 1788.


Skoro tylko wybuchła wojna między Moskwą i Turcyą, spostrzegł zaraz król pruski, że z tej wojny i z równoczesnych zaburzeń polskich może wyniknąć dogodna dlań sposobność powiększenia państwa swego kosztem Polski. Na razie było mu wypowiedzenie wojny ze strony Turcyi niedogodném, ponieważ według układu z 1764 r. z Katarzyną II zawartego, musiał jej w takim wypadku pomagać przez cały przeciąg wojny albo 12000cznym oddziałem wojska swego, albo corocznym zasiłkiem pieniężnym w kwocie 400000 talarów. Wołał wprawdzie dawać pieniądze niż wojsko, lecz i to było mu dość uciążliwém. Przed rozpoczęciem więc kroków wojennych zagadnął (w lutym 1769) dwór petersburski, czy nie możnaby za odpowiednie wynagrodzenia w Polsce, która dała główny powód do wojny, utworzyć potrójnego przymierza z Moskwy, Prus i Austryi przeciw Turcyi, poczem każdy z sprzymierzonych wziąłby część swoją. Odpowiedź odmowna Panina, naczelnego ministra Katarzyny, odjęła mu chęć i możność popiérania na razie pomysłu tego. Musiał przeto czekać na stosowniejszą chwilę. Aby zaś wskazać Moskwie, że mógłby jéj stać się niebezpiecznym przez ściślejsze z dworem wiedeńskim związki, zjechał się z cesarzem Józefem II najprzód w Nissie na Szlązku (w jesieni 1769), a następnie, jak już widzieliśmy, w Neustadzie. Na zjeździe ostatnim zgodzono się, jak wiemy, na pośredniczenie w układach pokojowych między sułtanem i carową. Fryderyk podjął się tem chętniej wybadania, pod jakiemi warunkami Katarzyna gotowa zawrzéć pokój, ponieważ przewidywał trafnie, że tu właśnie nastręczy się oczekiwana sposobność ponowienia propozycyi rozbioru Polski. W tym zaś czasie zaszła i druga bardzo mu pożądana okoliczność. Oto dwór wiedeński zagarnął ziemię sandecką i przyległe powiaty, i nazwał je odzyskanym krajem. To dało mu pohop do poruszenia tej sprawy w Petersburgu, dokąd wysłał brata swego Henryka w październiku 1770, z poleceniem, aby wybadał zręcznie, jak się na to zajęcie cząsteczki dzierżaw polskich zapatruje carowa, a oraz pod jakiemi warunkami skłoni się do pokoju z Turcyą za jego i dworu wiedeńskiego pośrednictwem. Co do pierwszego zbyła carowa Henryka nic nieznaczącym ogólnikiem, a co do drugiego podała tak uciążliwe warunki, że sam Fryderyk musiał jej oświadczyć, iż nie może ich udzielić dworowi wiedeńskiemu. Zawsze przecież nie zrywał rokowań, w ciągu których mógł znaleźć dogodną sposobność poruszenia znów sprawy rozbioru Polski.

Po powrocie brata z Petersburga, w połowie lutego 1771, rozpoczął Fryderyk na piękne rokowania z rządem moskiewskim o zabór ziem polskich. Z początku szło mu to niepomyślnie, ponieważ Panin był przeciwny rozbiorowi Polski, który potępiał jako niezgodny z interesem Moskwy, ponieważ zdaniem jego mogła carowa drogą mądrej polityki utrzymać przewagę wpływu swego w Polsce, a tem samem mieć w niej sprzymierzeńca i dogodne narzędzie wszelkich planów swoich. Aby zaś nie zrazić Fryderyka a przytem utrudnić rzecz całą, zażądał wyjaśnienia, jakie jest w tej mierze zapatrywanie się dworu wiedeńskiego. Dogadzając Paninowi, wybadywał wprawdzie Fryderyk posła austryackiego w Berlinie Van Swietena, lecz odpowiedź była tak niekorzystną jego planom, że wołał ją zamilczeć przed Paninem, aby nie popsuć interesu, a za to używał zręcznie pogróżek, że w inne wejdzie związki przymiercze. Uległszy natarczywości jego, zgodziła się carowa 1 czerwca 1771 w zasadzie na zabór części dzierżaw polskich. Ucieszony tem niewymownie, przyśpieszał Fryderyk ile możności ostateczne załatwienie tak ważnej dla niego sprawy. Lecz rząd moskiewski nie brał i teraz na seryo sprawy podziału Polski. Samo wysłanie Salderna, który był przeciwny takiemu podziałowi, do Warszawy z wyraźnem poleceniem, aby wszelkich dołożył starań w celu ostatecznego uspokojenia Polski, było najlepszą wskazówką, że Panin chciał przywróceniem wewnętrznego w Polsce pokoju uwolnić się od natręctwa króla pruskiego. Gdy jednakże gwałtowne, gburowate i kapryśne postępowanie Salderna miasto uspokojenia większe tylko sprowadziło rozjątrzenie, az drugiej znów strony zbrojenie się Autryi i groźby Fryderyka, że gotów z nią zawrzeć przymierze, dawały wiele do myślenia, zwolniał Panin w swym oporze, wskutek czego carowa przystąpiła do rokowań formalnych z Fryderykiem o zabór ziem polskich. Zgodziwszy się (w listopadzie 1771) na żądania jego, zawarła z nim układ rozbiorczy 17 lutego 1772, w którym zawarowano, jakie prowincye każde z obu mocarstw ma zająć i w jaki sposób zespolić swe siły na wypadek wystąpienia innych mocarstw, a szczególniej Austryi, przeciw dokonaniu zaboru. Rzecz całą postanowiono w najściślejszej tajemnicy zachować aż do maja, poczem miało nastąpić formalne zajęcie prowincyi, które na podstawie tego układu oba mocarstwa przyznały sobie wzajemnie. 

Rokowania te, trwające rok cały, osłaniano największą tajemnicą, Fryderyk wybadywał wprawdzie Austryę, lecz nie zdradził się przed nią z niczem. Gdy zaś począwszy od 1 czerwca 1771 układał się z carową o dokonanie i rozciągłość zaborów, umawiała się z swej strony Austrya w lipcu z Turcyą o przymierze, w którem zawarowano między innemi, że oba sprzymierzone mocarstwa całą potęgą swoją bronić będą terytoryalnej całości Rzeczypospolitej polskiej. W dopełnieniu warunków tego przymierza zaczął dwór wiedeński skupiać w Węgrzech swe wojska, co znów podało Fryderykowi sposobność wystraszenia niejako na carowej, że zgodziła się całkowicie na jego propozycye. Gdy zaś dobijano już targu o zabór krajów polskich, podał Fryderyk zręcznie dworowi wiedeńskiemu niejasną wiadomość tego, na co się zanosi właśnie. Józef II, równie chciwy na cudze, jak Fryderyk, spostrzegł odrazu, o co idzie, a chcąc skorzystać z tak pięknej sposobności odarcia bezbronnego lubo niewinnego sąsiada, nakłaniał matkę przez Kaunitza do współudziału w téj zbrodni. Rzecz poszła mu po myśli, ponieważ w grudniu zapomniano już na dworze wiedeńskim o umówionym przed kilku miesiącami, w przymierzu z Turcyą, warunku utrzymania całości Polski. Wskutek tej zmiany usposobień, oświadczył poseł austryacki w Berlinie, z polecenia dworu swego, że tenże pragnie mieć część swoją przy podziale Polski, gdyby coś podobnego miało nastąpić. Na razie nie przyszło do bliższego porozumiewania się w tej sprawie, a dopiero w lutym 1772, gdy już stanęła ugoda między Prusami i Moskwą, przedłożyli posłowie austryaccy w Berlinie i Petersburgu akt podpisany przez Maryę Teresę i Józefa II, podający sposób rozebrania między trzy mocarstwa sąsiednie pewnych prowincyj polskich, przyrzekający Prusom i Moskwie pomoc w dokonaniu zaborów i gwarancyę tychże, a warujący ich wzajemność dla Austryi. Oświadczenie to przyjęto z radością, a chociaż Fryderyk II podnosił w swych listach do carowej wielkość jej tryumfu, ztąd wynikającego, że tak dumny dwór wiedeński musi ją prosić o część Polski, uznawał przecież z drugiej strony, że przystąpienie Austryi do podziału Polski ułatwi nadzwyczaj wszystko. Musiano zaś na nowo rokować i pozmieniać w niejedném dawniejsze zastrzeżenia, co zabrało czasu niemało, ze względu głównie, że chciwość niepohamowana rządu austryackiego, chcącego zagarnąć jak najwięcej kraju polskiego, oburzyła nawet oba drugie współrozbiorcze rządy. Cały nowy układ stanął dopiero 5 sierpnia.

Wszystkie trzy mocarstwa zagwarantowały sobie wzajem swe zabory i ślubowały łączność działania tak przeciw innym mocarstwom, chcącym się temu sprzeciwiać, jak niemniej przeciw polakom, gdyby śmieli stawić opór w jakikolwiek sposób. Zajęcie formalne zaborów miało nastąpić dopiero 15 września. W téj ugodzie rozbiorczéj przyznały sobie mocarstwa sprzymierzone trzecią część dzierżaw polskich, czyli przeszło 4000 mil kwadr. Aby czemś przynajmniej upozorować gwałt niesłychany, postanowiły rzeczone mocarstwa ogłosić wywody praw swoich do ziem zabranych. Fryderyk był zrazu temu przeciwny, twierdząc, że takie wywody nie przekonają nikogo, lecz w końcu zgodził się z życzeniem dworu austryackiego, który obstawał za ich ogłoszeniem. Prawa trzech mocarstw były czystym wymysłem, opartym na przedawnionych od niepamięci uroszczeniach, a ogłoszono je na to jedynie, aby ułagodzić w części przynajmniej oburzoną tym gwałtem publiczną w Europie opinię.

Pomimo utrzymywania tych układów w najściślejszej tajemnicy, było samo wkroczenie wojsk trzech mocarstw sąsiednich w dzierżawy ugodą petersburską każdemu z nich przyznane, zatrważającą wskazówką, że ich zamiary nie są czyste. Z tego powodu wystosował rząd polski już 28 maja 1772 pierwszą swą notę do rządów europejskich, wzywając ich pomocy przeciw zamachowi sąsiadów na całość Polski. Gdy zaś obawy wzrastały z dniem każdym, rozesłał 19 czerwca i 18 lipca nowe i bardziej jeszcze o pomoc naglące noty do całej Europy. Lecz wszystko napróżno. Francya bowiem, zakłopotana finansowo i będąca pod rządem kochanek Ludwika XV, nie miała dość siły i sprężystości, by wystąpić czynnie przeciw gwałtowi, niszczącemu równowagę polityczną w Europie, a co gorsza odwołaniem swych oficerów i odjęciem dalszych zasiłków pieniężnych złamała dalszy opór konfederacyi, i nie postarała się nawet o to, aby ją pogodzić z królem, czego sama żądała usilnie. Spostrzegłszy zaś zapoźno, że dokonywający się podział Polski grozi Europie przemocą trzech mocarstw sprzymierzonych, zaczęła z jednej strony nacierać na Anglię, aby wspólnie wystąpić przeciw podziałowi, az drugiej starała się najusilniej, by dwór wiedeński odciągnąć od tej spółki neutralnej i przeciwnie nakłonić go do związku z mocarstwami zachodniemi, w celu udaremnienia zamysłów prusko-moskiewskich. Kto wie czy Austrya nie byłaby się na to zgodziła, gdyby Anglia była się na seryo połączyła z Francyą? Gdyby jednakże Anglia, będąca wtedy właśnie w sporze z swemi osadami amerykańskiemi, nie chciała się wikłać w wojnę europejską dla ocalenia Polski, a tem samem przymierze mocarstw zachodnich okazało się niemożebnem, gdy w dodatku i Francya niebardzo brała się do oręża, trudno było przypuszczać, że rząd austryacki zerwie ugodę petersburską i miasto zagarnąć przyznany mu znaczny obszar kraju, pochwyci oręż w obronie całości Polski. Była wprawdzie chwila, że zanosiło się istotnie na zerwanie całego układu. Bogobojną bowiem Maryę Teresę zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia, zwłaszcza gdy ksiądz Dorotę jej spowiednik, oświadczył jej otwarcie, że wobec Boga nie mają i mieć nie mogą znaczenia wywody jakichś tam praw wynalezionych na obałamucenie ludzi i na osłanianie pozorami słuszności ciężkiej krzywdy wyrządzonej sąsiadowi, któremu dom jej winien wdzięczność za znakomite w przeszłości przysługi; że w dodatku jej przymierze z dwoma niekatolickiemi mocarstwami przeciw katolickiej Polsce, skazanej na utratę tak znacznej części swych dzierżaw, niczem nie da się usprawiedliwić przed Bogiem i sumieniem. Po takiem oświadczeniu spowiednika ogarnęła Maryę Teresę trwoga i rozpacz, z której szydził sobie w swych listach poufnych król pruski, a zamiar jej, aby zerwaniem niecnego układu udaremnić podział sąsiedniego a jej domowi zawsze przyjaznego państwa, nabierał coraz więcej stanowczości. Że zaś syn jej, Józef II, był za utrzymaniem układu, przychodziło do scen gwałtownych między nimi. Marya Teresa wyrzucała mu nawet z goryczą, że dzięki przyjaźni swej z Fryderykiem II, tym bezsumiennym ateuszem, popchnął ją do strasznego grzechu, za który nie może się spodziewać przebaczenia, jeżeli się nie wycofa z matni piekielnej, w którą ją wciągniono podstępem. Pomimo miłości, jaką okazywała zawsze synowi, nie chciała go po kilka dni przypuszczać do swego pokoju, a nawet rozumowania i uwagi Kaunitza, w którego rozum wierzyła stale, nie przekonywały jej wcale. To nie powinno zadziwiać, zważywszy, że Kaunitz mienił udział Austryi w rozbiorze Polski wielkim błędem politycznym, a jedynie uległ namowom Józefa II, że zatem nie potrafił i teraz zwycięzko przekonywać zaniepokojonej w swem sumieniu cesarzowej. Rzeczy doszły do tego, że Marya Teresa chciała naprawdę zerwać wszystko kategorycznie, a oświadczenie Francyi w tej chwili, że gotowa chwycić za oręż, byłoby spowodowało zerwanie układu petersburskiego. Chociaż Francya nie uczyniła tego kroku, obawiał się przecież Józef II stanowczości swej matki, i dlatego nasłał na nią, za poradą Kaunitza, jezuitów, którzy odrabiali powoli, co zdziałał prawy i sumienny ksiądz Dorotę. Uciekając się do najzawilszéj kazuistyki i nakręcając w solistyczny sposób prawidła i przepisy moralności chrześciańskiéj, wydemoustrowali jej w końcu, że obawy jej próżne, ponieważ sam Bóg uwzględnia położenie monarchów i nie sądzi ich wedle przepisów moralności, które zwyczajnych obowiązują śmiertelników, ale wedle tego, co dla dobra państw sobie powierzonych winni dokonywać. Wyjaśnili jej następnie, że gdyby chciała się wycofać, musiałaby ze względu na utrzymanie równowagi, którąby nadwerężył zamierzony przez Moskwę i Prusy zabór, krajów polskich, rozpocząć wielką wojnę i przez to narazić nietylko mnogie tysiące swych poddanych na śmierć, ale w dodatku swe państwa dziedziczne na klęski każdej wojnie towarzyszące. Takiem rozumowaniem uciszyli w jakiejś przynajmniej części sumienie cesarzowej i przywiedli ją do tego, że nie mogąc z jednéj strony przeszkodzić podziałowi Polski, a obawiając się z drugiej większej potęgi Prus i Moskwy, przyzwoliła ostatecznie na utrzymanie zawartego układu w całej mocy. Kosztowało ją to wiele, a do zgonu czuła cały ciężar tego współudziału w rozbiorze Polski i przy każdéj sposobności upewniała posłów mocarstw zachodnich, że tego rozbioru nie zalicza bynajmniej do świetnych czynów panowania swego, ale poczytuje go za nader smutną konieczność, której bez narażenia się na straszne skutki wojny nie mogła zapobiedz. Nie ma śladu, by ta bogobojna cesarzowa, po dokonanym już pierwszym podziale Polski, twierdziła kiedykolwiek, że część tejże zabrała prawnie, lecz przeciwnie starała się zawsze usprawiedliwiać swój współudział koniecznością, wynikającą ze zbiegu stosunków i okoliczności politycznych.

W dniu oznaczonym tj. 15 września 1772 zajęło każde z trzech mocarstw podziałowych swój zabór formalnie, ogłoszeniem tak zwanych patentów okupacyjnych, i rozkazem, aby mieszkańcy nowym monarchom swoim wykonali hołdi przysięgę wierności. Łatwo sobie wyobrazić, w jaki sposób odbyło się to składanie hołdu i przysięgi. Pod zagrożeniem najsurowszych kar spędzano do aktu tego, który w obecności i pod grozą wojsk najezdczych musiano wykonać, skoro wszelki opór uchodził za zbrodnię stanu. Równocześnie wręczyli (18 września) posłowie trzech mocarstw rozbiorczych wielkiemu kanclerzowi koronnemu w Warszawie zbiorową notę. Uwiadamiając w niej rząd polski o zaborze krajów Rzeczypospolitej, powoływali się na ogłoszone już wywody praw ich rządów do tych krajów, i domagali się zwołania sejmu, który każdemu z trzech mocarstw podziałowych osobnym układem miał formalnie przyznać i ustąpić kraje już zabrane. Po otrzymaniu tej noty wystosował król, za radą swych ministrów, nową odezwę do rządów europejskich i powyprawiał do nich poselstwa z prośbą o pomoc, a oczekując ich odpowiedzi, złożył, pod. naciskiem groźby trzech posłów obcych, radę senatu, która pochwaliła kroki jego dyplomatyczne, zaprotestowała przeciw zaborowi kraju i poleciła instygatorowi koronnemu, aby składających obcym rządom przysięgę wierności pozwał o zdradę ojczyzny, a co do wyrażonych w nocie zbiorowej mocarstw trzech morarstw oświadczyła, że w szczupłej liczbie nie może stanowić o tak ważnej sprawie i że dlatego należy zwołać pełną radę senatu. Wszystkie kroki dyplomatyczne były bezowocne, skoro żadne z mocarstw europejskich nie myślało zrywać się do walki przeciw trzem zaborcom Polski. Uchwały zaś i protestacye nie mogły mieć wagi, gdy protestujący nie mieli na zawołanie potęgi zbrojnej, aby gwałt odeprzeć siłą. To też posłowie trzech mocarstw nie zważali na te protestacye, a króla przynaglali ostremi notami do prędkiego zwołania sejmu, przyczem mu grozili, że gdy nie uczyni zadość żądaniu ich dworów, na niego spadnie wina większych jeszcze nieszczęść ojczyzny, ponieważ wrazie dalszego oporu zagarną więcéj kraju, a resztę każą zniszczyć ogniem i mieczem. Wszystkiem kierował poseł moskiewski Stackelberg, człowiek grzeczny i ukształcony, a przytem niedrażniący uczuć narodowych w podobny sposób jak niegdyś Repnin lub świeżo Saldem. Widocznie chciała Katarzyna zwalić znaczną część nienawiści narodu na swych wspólników w rozbiorze Polski, a dlatego okazywała nieco więcej względności na jego cierpienia, hamowała chciwość tamtych i uwolniła nawet trzymanych dotąd w Kałudze więźniów z 1767 r. Było to dla niej tem potrzebniejszem, ponieważ jej poseł miał głównie przeprowadzać przez wszystkie stopnie całą sprawę ustąpienia formalnego krajów zabranych.

Król zwlekał, jak długo było można. Lecz gdy coraz ostrzejsze mu wręczano noty, a nadeszłe od mocarstw zachodnich odpowiedzi najmniejszej nie dawały otuchy, ponieważ prócz ubolewania nad losem Polski nie mieściły w sobie nawet obietnicy, że też mocarstwa ujmą się za nią w drodze dyplomatycznej, gdy dalej i szefowie barscy, tułający się za granicą, odpychali ze wstrętem podawaną do zgody rękę, musiał Stan. August rad nie rad zapowiedzieć pełną radę senatu na 2 marca 1773, która miała orzec o zwołaniu sejmu. Nowa atoli groźniejsza jeszcze nota, żądająca złożenia rady senatu 8 lutego, sejmu 19 kwietnia, a zawarcia ugód najdalej do 7 czerwca, zniewoliła króla do wydania stosownych okólników. I nowa rada senatu nie była liczniejszą od poprzedniej, a musiała uchwalać, co pod groźbą surowej nakazano egzekucyi. Wydane po odbytej radzie senatu uniwersały nie mieściły w sobie ani wzmianki, że sejm ma się odbywać pod węzłem konfederacyi, a dlatego mogło się zdawać, że będzie wolnym. Mocarstwom rozbiorczym zależało wiele na tem, aby wybory poselskie wypadły po ich myśli, gdyż wówczas najmniej doświadczałyby oporu, a tém samém nie potrzebowałyby mnożyć gwałtów już dokonanych. Używały też wszelkich środków przekupstwa na sejmikach, a obok tego i przemocy, aby przeprzeć wybór ujętych zgóry narzędzi swoich. Zagnieżdżona oddawna demoralizacya była powodem. że znalazły dostateczną ilość nikczemników, którzy za judaszowe srebrniki sprzedawali bez namysłu ojczyznę. Mimo jednakże zabiegów szatańskich nie poszły wybory według ich życzenia. Nikt z ludzi uczciwych i prawych nie chciał mieć udziału w wyborach, a słusznie mógł pisać w swych listach do Kajetana Sołtyka biskup Krasiński, że nie będzie to sejm złożony z przedstawicieli narodu, ale z podłych jedynie wybiorków. W wielu miejscach zjechała się szlachta na to jedynie, aby zbiorowo zaprotestować przeciw podziałowi ojczyzny, a nie obrawszy posłów, rozjechać się do domów. W kilku miejscach przystąpiono wprawdzie do wyborów poselskich, lecz przepisano posłom w instrukcyi, że pod żadnym warunkiem nie mają zezwalać na zabór kraju i raczej sejm zerwać. W części jedynie kraju znalazło się dość powolnych obcym mocarstwom lub królowi, którzy wybrali posłów bez żadnych zastrzeżeń.

Z całego przebiegu sejmików było już jawném, że sejm nie będzie powolném narzędziem i dlatego wypadnie używać nowych gwałtów, aby na nim wymusić ustąpienie prowincyj zabranych. Postanowiono zatem zawiązać konfederacyę w małem kółku i narzucić ją sejmowi. Chodziło tylko, kto ma być jej marszałkiem. Na ohydę owych czasów musimy wyznać, że aż kilku ubiegało się o ten urząd, który mógł być nader intratnym, ponieważ dawał możność obławiania się na wszystkie strony. Nic też dziwnego, że najpodlejszy i najnikczemniejszy z tych kompetentów, Adam Poniński, kuchmistrz koronny, którego Saldem podczas poselstwa swego najgorzej przedstawił carowej w swych sprawozdaniach, poleciał aż do Petersburga, aby tam oczyścić się z zarzutów i uzyskać patent na arcyjudasza własnej ojczyzny. Podróż była skuteczna, ponieważ carowa przeświadczyła się sama, że mimo strasznej demoralizacyi owoczesnéj, niepodobna było w całej Polsce znaleźć narzędzia równie podłego i do każdej zbrodni gotowego, jak Poniński. Stakelberg otrzymał więc polecenie, aby go wszelkiemi siłami forytował na marszałka konfederacyi i sejmu. Za powrotem do Warszawy porozumiał się z równie zacnym obywatelem księdzem Młodziejowskim, kanclerzem koronnym, z Marcinem Lubomirskim, niegdyś zapalonym konfederatą, z Kaźm. Raczyńskim, pisarzem koronnym, z obu braćmi Sułkowskimi, z Mich. Radziwiłłem, miecznikiem litewskim, z Gurowskim marszałkiem nadw. litewskim i z kilku innymi co do sposobu zawiązania konfederacyi sejmowej. Gdy część posłów i senatorów przybyła już do Warszawy, zawiązano (16 kwietnia) w mieszkaniu kanclerza kor. Młodziejowskiego w niespełna 30 osób konfederacyę, której jeneralnym marszałkiem koronnym obrano Adama Ponińskiego a litewskim Radziwiłła. Pozornym celem tej konfederacyi było utrzymanie sejmu i nadanie pozostałemu krajowi takiej formy rządu, któraby istnienie jego w przyszłości mogła zabezpieczyć. W rzeczy zaś była konfederacya potrzebną trzem rządom rozbiorczym, ponieważ mając zapewnioną większość głosów w sejmie z wybiorków złożonym, mogły z pomocą konfederacyi przeprzéć wszystko. Zwykłym trybem wezwała ta dziwnego kroju konfederacya wszystkich członków sejmu do przystąpienia, grożąc upornym wykluczeniem z tegoż i sądami swemi. Zaprosiła również i króla do złączenia się z Rzecząpospolitą skonfederowaną. W akcie swym potępiła konfederacyę barską jako zbrodnię, a na królobójców zapowiedziała sąd sejmowy. W sejmie jednakże nie chciało wielu uznać jej wcale, a najmocniej opierał się jej i marszałkowaniu Ponińskiego Tadeusz Rejtan, poseł nowogrodzki, z obu kolegami swymi, z posłami łęczyckimi, a dopiero wówczas ustąpił, gdy król złączył się już z tą konfederacyą nikczemną i powoli do niej zniewolono wszystkich posłów prócz niego i obu jego kolegów nowogrodzkich i gdy mu zagrożono najsurowszym wyrokiem w jej sądzie. Groźba ta nie byłaby go odstraszyła, lecz gdy spostrzegł, że wszystko uległo przemocy, a dalszy opór na nic się już nie przyda, wyjechał z Warszawy do dóbr swych na Litwie, gdzie po jakimś czasie, na wiadomość o formalném ustąpieniu trzeciej części krajów polskich, odebrał sobie z rozpaczy życie. 

Król odgrywał jak w poprzednich latach tak i teraz bardzo zręcznie swą dość nikczemną rolę. Podczas sejmików starał się poprzeprowadzać w wielu miejscach swych partyzantów, oddanych mu duszą i ciałem. Miał ich też 50 w sejmie, a komendę nad nimi oddał Branickiemu, dla którego zakupił buławę koronną od Wacława Rzewuskiego. Zadłużywszy się po uszy podczas konfederacyi barskiej, chciał z pomocą tych 50 popierać swe interesa osobiste. Długi zaś jego powstały ztąd głównie, że konfederaci zabierali jego dochody, a pieniądze wpływające z rozprzedaży dostojeństw i urzędów szły w części tylko do jego szkatuły, ponieważ musiał się niemi dzielić z Młodziejowskim i innymi ludźmi tego kroju. Znienawidzony jako narzędzie moskiewskie, zależne od łaski carowej, służył jej wprawdzie i teraz wiernie, lecz chcąc wpłynąć na zmianę złego o sobie mniemania, udawał nader zręcznie, że broni najusilniej ojczyzny i jej całości a ustępuje oczywistej jedynie przemocy. Rolę tę odgrywał doskonale podczas sejmu rozbiorczego, który trwał od 19 kwietnia 1773 do 11 kwietnia 1775, a czy ją odgrywał w porozumieniu ze Stakelbergiem, czy samoistnie, nie zmienia rzeczy, ponieważ pozostałe listy, notaty i kwity świadczą najlepiej, że wszystkie jego wynurzenia patryotyczne istną były komedyą. Aby zmniejszyć powszechną przeciw sobie nienawiść narodu, przebaczał bardzo łatwo osobiste urazy, bronił często uczestników konfederacyi barskiej przeciw szajce Ponińskiego, hamował jej ducha prześladowczego, nie dopuszczał niszczenia materyalnego i opierał się niektórym szkodliwym projektom moskiewskim. Mimo to był wiernym sługą carowej, mniej dbałym o całość ojczyzny niż o swe dochody. Patryotyzm jego był maską, doskonale osłaniającą nikczemne jego zabiegi i intrygi pokątne. Zręczne postępowanie i zachowanie się jego podczas tego sejmu, wprowadziło w obłęd wielu, którzy twierdzili, na podstawie faktów niby, że w tej chwili nieszczęsnej powszechnego zepsucia i zgnilizny obyczajowej, król ten był jeszcze najuczciwszym wśród rojów robactwa toczącego własną ojczyznę. Lecz kto przypatrzy się dokładniéj zbliska postępowaniu jego, nie poprze pewnie twierdzenia powyższego, lubo przyzna niewątpliwie, że wśród zgrai łupiących jawnie i bezwstydnie ojczyznę, Stanisław August, umiejący osłaniać z niepospolitą zręcznością swe czyny i dążenia, przedstawia się rzeczywiście bardzo uczciwym, a nawet bezinteresownym io dobro jedynie kraju dbałym.

Na wzór tego, co robił Repnin na sejmie ostatnim, zażądały trzy mocarstwa rozbiorcze, aby sejm wyznaczył pełnomocną delegacyę do układów z niemi o ustąpienie prowincyj już zajętych, o ustanowienie formy rządu w kraju pozostałym io uporządkowanie wszystkich spraw jego wewnętrznych. Żądania ich zawierały się we wniosku podanym od laski pod nazwą aktu limity. Król, rozrządzający 50 głosami w sejmie, opierał się temu wnioskowi przez cały prawie miesiąc ze skutkiem. Chociaż nie da się zaprzeczyć, że wniesiony przezeń projekt aktu limity był stokroć lepszy niż wniosek Ponińskiego, okazał przecież skutek, że opór jego dlatego był tak wytrwałym, ponieważ pragnął umieścić w delegacyi jak najwięcej swych partyzantów, o co odbywały się ciągłe targi zakulisowe. Król uległ na pozór dopiero pod naciskiem nowych gróźb ze strony trzech posłów obcych, lecz w rzeczy ustąpił dlatego jedynie, ponieważ mu przyznano prawo zamianowania połowy niemal delegatów. W ciągu tych sporów wyznaczono osobny sąd sejmowy na tak zwanych królobójców, który po kilku miesiącach wydał na nich bardzo srogi wyrok, i mimo patetycznej przemowy króla, wstawiającego się za ich ułaskawieniem, kazał go 10 września 1773 wykonać w Warszawie na Łukawskim, Cybulskim i kilku innych.

Trzy mocarstwa, które tak się srożyły z początku, a nawet użyciem najsurowszych groziły środków, gdyby do 7 czerwca 1773 nie zawarto z niemi ugód w sprawie zaborów, nie śpieszyły się po wyznaczeniu delegacyi z rozpoczęciem układów. Okazało się bowiem, że ich posłom nie nadeszły jeszcze szczegółowe instrukcye, przez co układy przeciągnęły się aż do września. Trudności w zawarciu ugód wynikły ztądgłównie, że Austrya i Prusy zagarnęły nad umowę (konwencyę) petersburską znacznie więcej kraju i chciały wszystko zatrzymać. Ponieważ carowa nie poczynała sobie z taką zachłannością, wezwano jej pośrednictwa, którego podjęła się rzeczywiście i starała się nawet odwieść oba te mocarstwa od dalszego pokrzywdzania bezbronnej Polski. Właściwe układy rozpoczęły się dopiero we wrześniu, najprzód z baronem Rewitzkim, posłem austryackim, który wręczając projekt ugody delegacyi, oświadczył przytem, że w nim nie wolno nic zmienić, ale trzeba go przyjąć w całej osnowie. Nie pomogły uwagi i narzekania, a po kilkudniowym oporze musiano podpisać ów projekt, w którym Rewitzki dozwolił zaledwie kilku małoznacznych poprawek. To samo powtórzyło się przy układach z posłem pruskim de Benoit. Ze Stakelbergiem, którego pośrednictwa delegacya wzywała przeciw obu drugim posłom, poszły rzeczy nieco gładziej, chociaż i tu nie brakło scen bardzo nieprzyjemnych a nawet upokarzających. Gdy zaś delegacya pokończyła te dziwnego rodzaju układy, w których strona mocniejsza narzucała wszystko, a słabsza musiała przyjmować bezwarunkowo, zwołano sejm, aby ratyfikował zawarte już ugody i delegacyę upoważnił do dalszych czynności i układów. Takie zbieranie się i odraczanie sejmu odbyło się jeszcze kilka razy, dopóki delegacya poruczonych sobie nie pokończyła czynności, co się przeciągnęło aż do 20 marca 1775. 

Najważniejszém i rzeczywiście zbawienném dziełem téj delegacyi, która tak smutną i ohydną zostawiła po sobie pamięć, było ustanowienie 14 października 1773, komisyi edukacyjnej. Głównym powodem do tego było zniesienie zakonu czyli towarzystwa jezusowego, który utrzymując w Polsce mnóstwo szkół przy swych klasztorach, rozrządzał ogromnym majątkiem w dobrach ziemskich, jurydykach, budynkach, kapitałach, ruchomościach i sprzętach kosztownych. Ponieważ zgodzono się na projekt Oraczewskiego, posła krakowskiego, na posiedzeniu sejmowém wniesiony, aby cały majątek pozostały po zniesionym zakonie obrócić na wychowanie publiczne, przystąpiła delegacya, na wniosek podkanclerzego litewskiego Chreptowicza, do ustanowienia osobnej komisyi, edukacyjną zwanej, której poruczono ster tego wychowania i oddano pod zarząd fundusze pojezuickie. Komisya ta składała się z 12 członków, obranych na lat siedem, a uposażona nieograniczoną władzą ustawodawczą i wykonawczą we wszystkich sprawach edukacyjnych, miała sejmowi zdawać liczbę z funduszów jedynie w jej zarządzie będących, a zresztą nie podlegała nawet sejmowi, który przelał na nią całą swą władzę ustawodawczą w zakresie wychowania publicznego i uchwałami swemi nie mógł wkraczać w jéj attrybucye. Po ustanowieniu komisyi edukacyjnej przystąpiono do ubezpieczenia majątku pojezuickiego. Wysłano komisarzy, którzy mieli rozwiązać klasztory, wyznaczyć członkom tychże środki utrzymania, spisać i ocenić majątek ruchomy i nieruchomy każdego klasztoru, i zdać o wszystkiem sprawę delegacyi. Następnie wybrano komisyę sądowniczą i rozdawniczą, z których pierwsza miała poczynić kroki sądowe, potrzebne do objęcia i ubezpieczenia całego majątku pojezuickiego, a druga zająć się sprzedażą jurydyk, budynków i wszelkich ruchomości, umieszczeniem bezpieczném znalezionych i z tej sprzedaży powstałych kapitałów i rozdaniem dóbr ziemskich według wykazanej przez komisarzy i lustratorów wartości tychżez wieloletnią dzierżawą. Komisyę rozdawniczą, do której wchodzili Adam Poniński i kanclerz Młodziejowski, można słusznie nazwać rozbójniczą, ponieważ rozszarpała w więszéj części majątek pojezuicki, co do tego doszło stopnia, że po rozwiązaniu jej zostało ledwie 1500000 złp. rocznego dochodu, który oddano pod zarząd i rozporządzenie komisyi edukacyjnej. Zmarnowanie i rozchwycenie tak znacznej części funduszów pojezuickich, przeznaczonych na wychowanie narodowe, należy do tego rzędu zbrodni publicznych, za które słusznie wieczna hańba spada na sprawców. Splamili się nią wszyscy członkowie komisyi rozdawniczej, a i król umaczał tęgo swe palce przy rozszarpywaniu funduszów publicznych.

Gdy delegacya uporała się z ugodami w sprawie zaborów i pozawiérała z trzema mocarstwami rozbiorczemi układy handlowe, a oraz ułożyła się z niemi o tak zwane artykuły dodatkowe, zabezpieczające w jakiejś przynajmniej części prawa mieszkańców ziem zabranych, przystąpiła do ustanowienia formy rządu, na podstawie pięciu punktów zasadniczych przez trzy mocarstwa rozbiorowe jej przedłożonych. Punkta te zastrzegały, że Polska ma być zawsze Rzecząpospolitą z obieralnym królem na czele, że syn po ojcu nie może być powoływanym na tron, że do każdej uchwały sejmowej potrzeba jednomyślności głosów i że między sejmem a sejmem ma pod przewodnictwem króla sprawować rządy rada nieustająca, złożona z 30 członków, wybieranych większością głosów na każdym sejmie zwyczajnym z senatu i stanu rycerskiego. Król oświadczał się stanowczo przeciw utworzeniu rady nieustającej i dokładał wszelkich starań, aby jéj ustanowienia nie dopuścić. Walka była uporczywa a toczyła się głównie o rozciągłość władzy, jaką należy przyznać tej radzie nieustającej, ponieważ król nie chciał pozwolić na zmniejszenie swych prerogatyw, a szczególniej nie chciał zrzec się prawa rozdawnictwa dostojeństw, urzędówi królewszczyzny, które w całości przejść miało na tę radę. Spory były długie i zaciekłe, wśród których odbywały się brzydkie targi zakulisowe, a gdy te pokończono, następowały zwykle surowe groźby trzech posłów, sprowadzające zgodę. Co do starostw postanowiono, aby je rozdzielić na 3 części. Jedne pozostawiono królowi do własnego użytku, drugie obrócono na spłacenie długów jego i Rzeczypospolitej, a8 największych pozwolono mu rozdać wedle upodobania ludziom zasłużonym w wieczyste posiadanie. Przy téj sposobności otrzymał nowy wielki hetman koronny Branicki od króla, na polecenie Stakelberga, największe ze wszystkich starostwo białocerkiewskie, przynoszące ogromne dochody. Podatki stałe obliczono w taki sposób, aby wystarczyły na utrzymanie rządu cywilnego i 30,000 wojska. Królowi wyznaczono 5,000,000 zip. rocznie, za co, jak niemniej za uposażenie braci swoich, musiał się grubo opłacić Ponińskiemu, ponieważ dał mu weksle na 800,000 zip. płatne wówczas, gdy wyznaczone dochody sowite zaczną wpływać do jego szkatuły. Suma ta miała Ponińskiemu wynagrodzić isól zabraną niegdyś przez konfederatów, którą mu król darował, lecz później cofnął darowiznę, gdy ten niegodziwiec wbrew zawartej umowie chciał uplątać w proces o zabranie soli tysiące osób, i odrzeć je z mienia w sądzie swej konfederacyi. Prawnicy sejmu tego z Ponińskim na czele, rozchwycili przy zamknięciu czynności swoich za bezcen mnóstwo intratnych starostw, które przyznawali sobie wzajem, nazywając to nagrodzeniem zasłużonych ojczyźnie. Było to uwieńczeniem tylko całego dzieła! 

Zgubniejszém od samego podziału kraju było działanie sejmu rozbiorczego, w którym wypłynęły najbrudniejsze żywioły owoczesnego społeczeństwa, a pod opieką rozszarpujących ojczyznę naszą trzech mocarstw, strasznie nad jej za ciężyły losami. Prócz komisyi edukacyjnej nie weszła w życie żadna zbawienniejsza reforma, rokująca lepszą krajowi przyszłość. Słowa Oraczewskiego, przemawiającego za ulżeniem losu włościan i za ich usamowolnieniem cywilnem, przebrzmiały bez odgłosu prawie w tem zgromadzeniu ohydném, złożoném w swej większości z nikczemników, szukających tylko obłowów ze szkodą publiczną. Nie pomyślano również o podźwignieniu miast z upadku. Któż zresztą miał się tem zająć, jeżeli ci nawet, którzy w sejmie uderzali bardzo ostro na roboty delegacyjne, nie podnosili żadnej myśli postępowej i nie żądali reform, mogących zbawiennie oddziaływać na przyszłość ojczyzny? Sarkali wprawdzie na brzemię podatków, na ustanowienie rady nieustającej, na rozchwycenie starostw, na łatwość w ustępowaniu tak znacznych prowincyj i t. p., lecz kręcąc się w ciasném kółku pojęć zastarzałych lub osobistej zawiści, nie poruszali bynajmniej spraw, od których stosownego załatwienia zależały najgłówniéj przyszłe losy Polski.

Chociaż sposób ustanowienia i skład rady nieustającej, której większość składała się z zaprzedanych Moskwie ludzi i pod jej opieką pohopnych do wszelkiego rodzaju nadużyć, nie mogły wzbudzić zaufania i sympatyi do tej nowej magistratury naczelnej, trzeba przecież przyznać, że z jej utworzeniem powstał jakiś przynajmniej rząd regularny, skupiający w swych ręku władzę dostateczną do zaradzania mnogim dotychczasowym nadużyciom. Należało się też spodziewać, że byle do rady weszli ludzie prawi, potrafią wdrażać zbawienne reformy, chociaż będą w mniejszości. Dążenie to objawiło się też rzeczywiście, ponieważ zaczęto powoli wprowadzać ład i porządek w sądownictwie, w całej administracyi, a przytem zbierać daty statystyczne, dotyczące miast i stosunków ekonomicznych kraju. Szło to wszystko żółwim naprzód krokiem, dopóki wychowane w ulepszonych przez komisyę edukacyjną szkołach, młode pokolenie, mające jaśniejszy pogląd na sprawy publiczne i wszechstronniejszą wiedzę, nie zaczęło występować na scenę, co niezaraz stać się mogło. Wiele rzeczy działo się długo jeszcze po dawnemu. I tak przyjął sejm 1776 r., złożony w przeważnej większości z stronników króla, wniosek tegoż, aby sporządzić księgę ustaw sądowych, odpowiadającą postępowi i duchowi czasu, a co więcej poruczył redakcyę tejże byłemu kanclerzowi koronnemu, Jędrzejowi Zamojskiemu. Gdy zaś prawy ten obywatel dokonał z niemałym trudem i mozołem dzieła tego, w którem rozciągnął opiekę ustaw i na stan włościański, odrzucił je sejm 1780 r., dzięki zabiegom znanych partyzantów moskiewskich po województwach, którzy z nastrojenia poselstwa moskiewskiego straszyli szlachtę, że wprowadzenie tej księgi ustaw będzie zamachem na jej prawa i mienie! Znalazło się przecież niemało obywateli, którzy po odrzuceniu tej księgi usamowalniali swych włościan, aby okazać czynem, że wymierzenie sprawiedliwości tymże nie naraża dziedziców na straty materyalne. Lepszym był sejm 1778 roku, na którym roztrząsano czyny owych zasłużonych ojczyźnie prawników delegacyjnych, nagrodzonych pensyami i starostwami. Po burzliwych rozprawach zażądano zwrotu rozchwyconogo mienia publicznego, a łącznym zabiegom króla i poselstwa moskiewskiego, udało się uśmierzenie burzy zawisłej nad głowami tych nędzników. Ze szkół ulepszonych zaczęli po roku 1780 wychodzić młodzi ludzie inaczej usposobieni niż ich ojcowie i lepiej pojmujący, jak służyć ojczyźnie. Powoli krzewiło się światło w narodzie, a chociaż poseł moskiewski, mieszający się nieustannie we wszystkie sprawy rządowe i ustawodawcze, udaremniał dalej sięgające projekta reform, można się było przecież spodziewać, że w miarę zwiększania się zastępu pracujących nad dobrem ojczyzny i przy sprzyjających okolicznościach, Polska odrodzi się duchowo i materyalnie. 

Do roku 1775 wychodziły wszystkie plany reform od tych, którzy pod opieką moskiewską dzierżyli ster spraw publicznych. Opozycya przeciw nim i ich reformom miała cechy opozycyi przeciw zwierzchności obcej. W rzeczy zatem nie było tu walki między stronnictwem postępowém a zachowawczém, skoro po jednej stronie stali chcący utrzymać wpływ moskiewski a po drugiej usiłujący wydobyć kraj z pod niego. Chociaż króli wujowie jego działali w duchu reformy i postępu, ciężył przecież na nich zarzut, że jako zwolennicy Moskwy i przez nią wspierani, chcą narzucić narodowi jej zwierzchnictwo. Z tego też powodu miał opór przeciw ich reformom znaczenie patryotyczne, a chociaż ono było złudném, odbierało przecież ówczesnej walce charakter ścierania się z sobą dwu obozów prawdziwie narodowych. Od r. 1775 zmienia się stopniami postać rzeczy. Teraz zaczynają wchodzić w szranki ludzie światlejsi i postępowi, aby samodzielnie i bez uciekania się pod opiekę obcego mocarstwa wywalczać wszystko, co może się przyczynić do odrodzenia ojczyzny. Przeciw śmiałym ich projektom stanął do walki liczny zastęp ludzi zacofanych, przesądnych lub konserwatystów, lękających się czy to z przekonania, czy z uprzedzenia i ciemnoty, czy z tchórzowstwa czy też z sobkowstwa, przemian nagłych w ustroju społeczno-politycznym Rzeczypospolitej. Tym sposobem wytworzyły się dwa obozy narodowe, walczące pod sztandarami własnemi. Strona postępowa miała obecnie tę wyższość, że równocześnie walczyła i przeciw obcemu zwierzchnictwu, czego o stronie przeciwnej nie można powiedzieć. Walka była uporczywa, a stronnictwo patryotyczno-postępowe było długo w miejszości zbyt słabéj, by mogło zaimponować przeciwnikom. Lecz w miarę wzmagającego się światła, zwiększał się jego zastęp i zaczął powoli brać górę. Zwrot ten nastąpił wr. 1788, gdy właśnie dość przyjazne zaszły okoliczności.

Zmiana stosunków zewnętrznych, szykujących się przyjaźniej dla Polski, zaczęła się dokonywać przy schyłku życia Fryderyka II, króla pruskiego. Powodem do tego głównym było oziębienie dawniejszej przyjaźni jego z carową, która związawszy się z przymierzem z cesarzem Józefem II, nie chciała przedłużyć kończącego się zr. 1786 przymierza z Prusami. Następca Fryderyka II, zmarłego 17 sierpnia 1786 r., Fryderyk Wilhelm, a bardziej wszechwładny minister jego Herzberg, postanowił okazać carowej, że wzgardzenie przymierzem pruskiem nie wyjdzie jej na dobre. Tak z tego powodu, jak niemniej w zamiarze podniesienia Prus do stanowiska mocarstwa pierwszorzędnego, zaczął Herzberg szachować wszędzie polityczne działania carowej i powoli wytwarzać potężną przeciw niej koalicyę. Wcielenie zupełne Krymu, przeciw czemu sułtan turecki protestował najmocniej, i podróż carowej (1787) do tej prowincyi nowej państwa moskiewskiego, zjazd jej w ciągu tejże w Kaniowie z Stan. Augustem i następny ważniejszy z Józefem II, dały najprzód pohop do zawarcia w Loo przymierza zaczepno-odpornego między Prusami, Anglią i Holandyą, a następnie do wpływania łącznego na sułtana, aby uprzedzając nieprzygotowanych jeszcze nieprzyjaciół swoich, wypowiedział im bezzwłocznie wojnę. Zabiegi sprzymierzonych odniosły pożądany skutek w Stambule. Rząd bowiem turecki przesłał ostre ultimatum carowej a po odrzuceniu tegoż, wypowiedział jej wojnę, i rozpoczął natychmiast kroki nieprzyjacielskie.

keyboard_arrow_up